Właśnie wracam ze Zlotu Latającej Szkoły dla Kobiet – najbardziej kobiecej imprezy jaką zna wszechświat! Sercem Zlotu jest sobotnia Gala, która odbywa się w Manggha – najbardziej ZEN budynku w Krakowie. Znasz?
„Latające” to kobiety, które robią swoje biznesy z pasją, sercem i rozumem. Chcą się dzielić sobą, wspierać, cieszyć ze wspólnych sukcesów i śmiać ze swoich porażek. Było nas 250. Na glamour i punkowo. Cekiny, magia i złoto.
Wystąpiłam jako prelegentka. Pierwsza. W myśl dewizy: Bój się i rób! Mówiłam o byciu buntownikiem. I o tym, że warto jest wspierać w sobie tego łobuza , bo on pomaga nam się rozwijać i wyznaczać nowe kierunki. Jest takim wewnętrznym Robin Hoodem. Nie zgadza się na to co złe. Szuka nowych dróg. I walczy o to w co wierzy.
Kiedy 5 lat temu robiłam swoje pierwsze warsztaty dla dzieci, wiele osób podchodziło do tematu, tak jakbym zamierzała nauczać dzieci o fizyce jądrowej czy czymś innym równie skomplikowanym. Słowem, uważali, że to nie jest dobry pomysł. A już na pewno nie dla 6 latków. Ja jednak czułam, że nauczanie o tym jak wygląda świat zabudowany i naturalny, ten najbliższy wokół nas i to jak możemy mieć na niego wpływ, nie jest czymś oderwanym od rzeczywistości. Wierzyłam w to tak mocno, że musiałam spróbować. I nie myliłam się. Za pierwszy cykl warsztatów w Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego – otrzymałam nagrodę za najlepszy projekt roku w dziedzinie edukacji kulturalnej od Prezydenta M.St.Warszawa. Od tej pory przeprowadziłam setki warsztatów. Dzieci uświadomiły mi, jak wiele wiedzą o architekturze – często instynktownie – a jednocześnie, jak niezrozumiałym językiem się posługujemy – my, architekci. Uczestnicy warsztatów zadają mnóstwo pytań. Dzięki pracy z nimi, nauczyłam się mówić prosto o architekturze.
Kiedy w tym roku budowaliśmy swój pierwszy dom i chcieliśmy to zrobić absolutnie po naszemu, czułam się podobnie. W sensie: nie było łatwo. Dom jest drewnianą skrzynią wielkości mieszkania, w całości zawieszoną nad ziemią. No i się zaczęło. Pytania w stylu: Dlaczego taki mały? Czy nie będzie nam tam za ciasno? Za zimno? Za gorąco? Czy wiatr nam go nie zwieje? A ścian nie pozjadają myszy? Drewniany? To pójdzie z dymem.
Słowem: Dlaczego nie jest „normalny”?
I uwaga. To nie są pytania złośliwe. Bynajmniej. Są zazwyczaj zadawane „z troski” i to przez najbliższe nam osoby. Ciocie, babcie, mamę, tatę. Znajomych stryjka. Krewnych królika. Niekoniecznie znających się na rzeczy. Ale chcących „dobrze” ;)Będąc architektem nie było nam trudno zbić te i inne argumenty. Zimne ściany? Skądże znowu. Są cieplejsze niż ceglane. Oto współczynnik przenikalności ściany drewnianej. Ping. Pong. Ja i Hary byliśmy jak mistrzowie tenisa stołowego, którzy sprawnie odbijają piłeczkę za piłeczką.
Ale…zaraz. Co jeśli nie jesteś jak Andrzej Grubba? Jeśli nie sypiesz z rękawa odpowiedziami na te wszystkie pytania. Czy wówczas nie jest łatwiej się poddać i zrobić „tak jak wszyscy”. Mur. Cegła. Beton. 2 lata budowy, przy której trzeba się umęczyć jak dziki. Brzmi jak wyrok. No ale trudno. W końcu wszyscy tak robią. I to jest „norma”.
Kiedyś sami wzięliśmy kredyt na mieszkanie bo „tak robią wszyscy”. Teraz byśmy tego nie zrobili. Bo wiemy, że dom może być i tańszy i zdrowszy od mieszkania. A powstać może w tydzień.
Moja koleżanka Ania Karna – specka od chleba i masażu – zapytała mnie kiedyś:
– Ok, Mery, jeśli jest tak jak mówisz, i dom można zbudować zdrowo, szybko i tanio – jeśli są takie rozwiązania – to dlaczego ludzie tak nie budują?
Bardzo dobre pytanie.
– Ania, to chyba tak jak ze zdrową żywnością – odpowiedziałam – Ty jesz zdrowo, bo wiesz, że warto. To nie podlega dyskusji. Czujesz, że tak jest dla ciebie lepiej, taniej i wygodniej. Spokojnie pieczesz swój chleb i odpowiadasz na pytania: co to jest spirulina? Dlaczego większość ludzi tego nie robi?
Dlaczego wegetarianie muszą się wciąż tłumaczyć na rodzinnym obiedzie: Dlaczego nie jedzą mięsa? Przytaczając te same argumenty w temacie warzywo kontra kotlet. Jedzenie kotleta jest u nas normą. Sama jem mięso. Ale kiedy bywam w krajach w których normą jest całkiem co innego, to czuję ciekawy zawrót głowy i zastanawiam się: Czy tu trzeba tłumaczyć w tę druga stronę?
Ciocia „Dobra Rada”: W krajach skandynawskich buduje się z drewna. Solidnie i na lata. Całkiem tak jak u nas buduje się z cegły czy pustaka. Dach robi się o lekkim spadku, kryty gontem. Całkiem tak, jak u nas dach spadzisty 45°, ostatnio z czerwoną dachówką. Śnieg i zima takie same . Więc to nie kwestia klimatu. Jak to mówią: „Co kraj to obyczaj”. Fajnie, że jest tak różnorodnie. Dobrze pamiętać, że normą jest to co nam służy, a nie to co jest przyjęte. A na wciąż te same pytania, odpowiadać z uśmiechem. I uporem.
A ty, jak myślisz, łatwiej z prądem czy pod prąd? A może zależne jest to od sytuacji. Jestem ciekawa twojej opinii.
Z moich buntowniczych mieszkaniowych wyskoków – pamiętam jak uznałam, że bez sensu jest malować sufit na biało. Jeden pokój miał kolor różowo-buraczkowy (łącznie z sufitem), a drugi zielony. W zielonym ciężko było wytrzymać, ale ten buraczkowy miał fajną aurę jakiegoś offowego klubu, czy namiotu Alladyna. Całkiem zabawne to było, ale puenta jest taka, że teraz mam wszystko na biało :)
Brawa za odwagę! La róż i klimat Alladyna! Puenta jest też taka, że – jak piszesz – ściany można przemalować. Znacznie gorzej by było gdybyś od razu poszła w biały i do końca świata żałowała, że to nie jest różowy ;) You Rock! Girl!
Maria!<3 <3 <3 Ja kupię ziemię kiedyś. Zaprojektujesz mi dom?
łyz pleżer :)
Mario o dwóch sercach. Mój proces myślowy zainicjowany przez Twoje pytanie poszedł właśnie tym tropem. Jeżeli ma się do czegoś serce, a nawet dwa, to można się buntować, grać w ping ponga i nadal nie tracić zapału, robić co się chce i już nawet nie czuje się, że to bunt. Dla nas to norma. Nasze życie. Fajnie móc sobie na nie pozwolić :)
Basia, super to podsumowałaś. Dzięki!
Mario,
a możesz wrzucić zdjęcie swojego domu? jak wysoko nad ziemią on jest? wyobraziłam sobie taki domek na „kurzej łapce” choć myślę ze Wasz tak nie wygląda.
i jeszcze pytanie techniczne, czy sama projektowałaś swój dom?
pozdrawiam
Link jest w tekście postu :) Lub w portolio na stronie jako „dom dla niecierpliwych”: https://mariarauch.pl/project/dom-dla-niecierpliwych/
Oczywiście, że projektowałam go sama. Razem z mężem i mamą. Bo oni wszyscy też architekci i każdy dorzucił swoje „3 grosze”. ;)
To ważne, żeby poddawać projekt opinii osób które znają się na rzeczy + takich, którzy nie podcinają nam skrzydeł (z „troski” oczywiście, tak jak pisałam powyżej). Pozdrawiam!
Kiedyś myślałam, że płynę pod prąd, ale w pewnym momencie zrozumiałam, że nie płynę pod prąd tylko ze swoim prądem :)
@Ewa pięknie to napisałaś. Dziękuje!
Ja sobie to podzieliłam tak:
I. Buntownik, który walczy, dużo krzyczy względnie obraża się – na to jak jest.
II. To taki, który zamiast walczyć wprowadza jakąś nową jakość. Coś od siebie. / * Zdecydowanie wolę tego drugiego :)
Dziękuję :)
Też wolę tego drugiego :)
Genialny pomysł.. Jesteśmy z partnerem zakochani w tym projekcje.. Idealne miejsce do odpoczynku i zycia. Mam nadzieje ze uda sie zrobić taki projekt rownież w angli? Kwintesencja naszego wyobrażenia o idealnym nie dużym a jednak swoim kawałku podłogi razem z ogródkiem?Jesteśmy zakochani❤️❤️