Jakiś czas temu pisałam o tym, czym jest dla mnie bycie slow. Ale gdy próbowałam znaleźć trafną definicję, która zawierałaby wszystkie elementy mojego slow, okazało się to trudne. Internet nie pomagał. Postanowiłam sama zbadać temat i zapytać ciekawych osób z różnych branż, co rozumieją pod tym pojęciem. Kiedy po raz pierwszy poznałam Magdę Białecka, miała na sobie jedwabne, kolorowe szaty i ręce brudne od gliny. To było na plenerze ceramicznym w Ponurzycy. W środku lasu. I było coś bardzo slow w tym obrazku. Magda tak pięknie mówiła o glinie. Nie wiedziałam wówczas, że słowo to coś, czym zajmuje się zawodowo.
Kim jesteś? Czym się zajmujesz? Co Cię wyróżnia, czyni bardziej slow od innych w tym samej branży?
Jestem dziennikarką i trenerką pisania. Piszę i uczę pisania. Takiego pisania, które nawiązuje głęboki kontakt z Czytającymi i z czasem pomaga przemienić ich w Kupujących. Uczę indywidulanie i kameralne grupy. Przyjmuję cztery, maksymalnie pięć osób. Tak, żeby pracować w bliskiej relacji z każdą z nich. Żeby mieć pełną kontrolę nad procesem, przez który przeprowadzam. Żeby szybko reagować. Dawać potrzebny feedback i wsparcie. Bo tylko taka praca w przypadku nauki pisania może przynieść pożądaną zmianę. Pokonanie blokad. Odkrycie swoich wyróżników. Wdrożenie takiego sposobu pisania, które zaciekawia, zachęca i przytrzymuje Czytelnika. Przez taki proces przeprowadzam ucząc pisania różnego rodzaju tekstów – tekstu „o mnie”, oferty, artykułów blogowych i wpisów na media społecznościowe.
Czym jest dla Ciebie slow?
Zawodowo slow oznacza dla mnie działanie powoli, uważnie i w „ludzkiej” skali. Nie automatycznie i nie masowo. Tylko bezpośrednio i indywidualnie. Widząc, słysząc i czując inne osoby. Będąc w kontakcie.
Prywatnie slow rozumiem jako wolniej, przyjemniej i razem. Nie jest możliwe, aby było tak zawsze. To taki specjalny czas – dla każdego z osobna i dla nas wszystkich razem. Kiedy możemy bawić się, przytulać, czytać, leżeć albo nic nie robić. Takie małe wieczorne albo weekendowe Święto.
Czy masz jakieś swoje codziennie rytuały, które ci w tym pomagają?
Zawodowo tak mam ustawiony model biznesowy, że z zasady pracuję w taki sposób. Żeby być w kontakcie z każdą osobą. Żeby był czas i przestrzeń na największą możliwą uważność.
Prywatnie – z rodziną – mamy taki czas przed zaśnięciem i w weekendowe poranki. W tygodniu ranki są zawsze szybkie, bo wszyscy musimy gdzieś zdążyć. Slow możliwy jest dopiero od wieczornej kolacji. I później od soboty. Rano wałkonimy się i czytamy. I tak rozpoczynamy powolny weekend. Wówczas robimy jak najmniej.
Co pojawia się w Twojej głowie na hasło slow architektura? Z czym Ci się kojarzy?
Slow architektura to w moim wyobrażeniu powolny, uważny proces pracy z architektem, który poznaje ludzi, ich potrzeby i styl życia. I pomaga im stworzyć taki dom i takie warunki, które są dla nich najbardziej odpowiednie. Dopasowane. Dla nich.
Czy kiedykolwiek byłaś w miejscu, w którym poczułaś się slow? Opowiedz mi o nim.
Slow czuję się zawsze w naturze. W lesie, na łące, w górach, nad morze. Gdy mam otwartą przestrzeń. Gdy widzę niebo. Gdy słyszę śpiew ptaków. I czuje podmuch wiatru. To wszystko przywraca mnie do naturalnego tempa życia. Do powolnego kwitnięcia, dojrzewania, owocowania i odpoczynku. I do perspektywy końca I ciągłych początków.
Slow czułam się też zawsze w Pracowni Ceramicznej Stanisława Tworzydły. W kontakcie z gliną, która wymaga czasu, uważności i powolności. W kontakcie z innymi, którzy też tak pracowali. I w kontakcie z samym Panem Stanisławem, który tak żył i uczył. A najbardziej czułam się slow na plenerach ceramicznych w Ponurzycy, gdzie pracowaliśmy pod daszkiem wśród drzew. Dodatkowo w kontakcie z ptakami, z wiatrem i słońcem.
Czy i w jaki sposób według Ciebie przestrzeń wpływa na człowieka? Nasze zachowania? Relacje?
Przestrzeń stwarza warunki do tego, żeby różne rzeczy mogły się zadziać. Lub nie. Jeżeli jest w odpowiednim stopniu pusta i wypełniona, zachęca do skupienia i do odpoczynku. Jeżeli obejmuje i prezentuje wybrane, ważne przedmioty zachęca do uważności i do kontaktu. A jeżeli jest zapełniona, zagracona i zaćkana, przytłacza, hamuje i męczy.
Na zakończenie zdradź mi swój przepis na slow dom.
Mój wymarzony slow dom to drewniany dom na wzgórzu, wśród drzew, w oddali z widokiem na morze. To miejsce, w którym doświadczam kontaktu z naturą. Ze wszystkimi jego aspektami. W którym budzę się i przez okno widzę drzewa. Z którego wychodzę prosto na trawę. Z którego widzę duży kawałek nieba i przestrzeń wokół siebie. Przed którym słyszę wytłumiony szum morza. Ten dom jest przestrzenny, choć nie musi być duży. Jest tak samo pusty, jak pełny. Są w nim tylko ważne i potrzebne meble i przedmioty. Jest w nim duże łózko, duży stół, duża szafa i hamak. W takim miejscu chciałbym żyć i pisać.
Mój obecny dom niewiele ma wspólnego z tym wymarzonym. Mieszkamy (wraz z dwójką małych dzieci i olbrzymim psem) na bardzo dużym zamkniętym osiedlu, w betonowym bloku na trzecim piętrze. Z okien nie widać żadnego drzewa (ostatnie ścieli 2 lata temu). Ale niedaleko mamy puszczę Kampinowską, do której czasem jeździmy. Mamy duży, 20 metrowy taras narożny, na którym śniadamy w ciepłe dni. Mamy też duże łóżko, duży stół i duże szafy. Wszystkiego mamy jednak za dużo. Co jakiś czas próbuję mieszkanie uwolnić od zbędnych rzeczy. I tak systematycznie. Moje mieszkanie znacznie bardziej polubiłam odkąd mam własne, duże biurko. Stoi przed ścianą okien balkonowych, z widokiem na kolorową, osiedlową jesień. Moje biurko zawsze jest puste. Tu siadam i tworzę. Mam na to przestrzeń. Wraz z tą za oknem jest jej całkiem sporo.
Magda, wielkie dzięki za rozmowę :)
Magdalena Białecka – Dziennikarka i trenerka pisania. Od 17 lat pisze do najlepszych tytułów, od 10 lat uczy. Teraz pomaga kobietom startującym i tym już działającym online pisać ich biznes. Spełnia marzenia o lekkim, wciągającym i wyróżniającym pisaniu. Jej Pracownię Słowa znajdziesz w sieci i na Facebooku.